21 mar 2013

[Recenzja Muzyka] JUSTIN TIMBERLAKE - The 20/20 Experience

Długo kazał sobie czekać kochany Justin na nowy album - FutureSexLovesongs wydał w 2006 roku...zajął się w tzw. międzyczasie aktorstwem i zapewne pożyciem z Jessicą Biel. Dzieciaka nie zrobił, jakichś wielkich ról też nie udało mu się załapać - spłycony s-f, kilka komedyjek, w tym niezwykła rola Misia Bubu (głos), biegającego za Misiem Yogi i tyle - widocznie zatęsknił za sceną. Do komedii może i się nadaje, ale do poważniejszego kina nie ma chyba szczęścia, talentu lub zwyczajnie aparycji. Tym albumem jednak razem z ekipą Timbalandu, która ponownie jest producentem, udowadniają, że muzyki robić nie zapomnieli. Wydaje mi się, że Timbaland chował do szuflady wszystko, co najlepsze, by czekało specjalnie na powrót Justina.

Pierwsza niespodzianka, jaką zauważamy to liczba kawałków - tylko 10 - potem patrzymy, że prawie każdy trwa 8 minut!! WTF? tego jeszcze nie grali, by popowe kawałki trwały tak długo.
Wszystkie utwory rozwijają się w połowie stając się formą zabawy dla producentów - bawią się z bitem, dodają chórki, trochę zmieniają wokal - jest naprawdę ciekawie i nie można powiedzieć, ze te utwory są na siłę wydłużone - sprawia to wszystko wrażenie przemyślanej konstrukcji i tym zabiegiem nadaje płycie koncertowego charakteru. 

 Nawet teledysk trwa ponad 8 minut - nowy "Mirrors"





Muzyka to klasyczny Justin i Timbaland w duecie - dużo fajnych bujających i pomysłowych bitów - masa rozpływających melodii - nie ma żadnego zbędnego dźwięku i szczerze mówiąc nie ma kawałka, o którym mógłbym powiedzieć coś złego ("that girl" trochę przynudza...)
Wersja internetowa "Itunes" posiada 2 dodatkowe utwory, trwające standardowe 4 minuty co w sumie daje około 70 minut bujania biodrami i męskiego striptizu - bo właśnie do tego zachęca ta muza....kurcze no...ciężko się powstrzymać....
Na marginesie mówiąc - 32-letni Justin to już dojrzały facet, który musi się golić - świadomy pojawiających się zmarszczek, ale i swej wartości wykazuje się jednocześnie sporym dystansem do siebie, o czym można przekonać się podczas jego występów w Saturday Night Live,  gdzie ostatnio gościł już po raz PIĄTY - niewielu jest takich na świecie, którzy dostąpili tego zaszczytu i koleś faktycznie daje radę.

 Justin udaje Eltona Johna



Justin  - obok GIGI LA trotolla i Michela J Foxa ......to prawie mój idol.
Mojemu dziecku będę mówił, że Justin jest ok.... :)

OCENA: obowiązek na parkiecie, w autobusie i w kuchni.
8/10 męskich zwisów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz